ŻYCIE W NIEBYCIE ŻYCIE W NIEBYCIE
65
BLOG

RZECZYWISTE ILUZJE HONORIUSZA BALZAKA (3)

ŻYCIE W NIEBYCIE ŻYCIE W NIEBYCIE Kultura Obserwuj notkę 0

 

WIANO

Samouk o prawniczym wykształceniu, amator słodkich winogron, jest nasączony cechami matki, surowej, oschłej, wyniosłej kukułki, apodyktycznej i wymagającej dla siebie szacunku, sfrustrowanej zwolenniczki "bezpłciowego macierzyństwa". Aż do śmierci będzie mu towarzyszył upiorny widok zgorzkniałej dewotki przygniecionej bezsensowną szamotaniną z losem i walczącej z urojeniami wewnętrznych rozdarć. Odziedziczy po niej apetyt na miłość i bałamutne tłumaczenia własnych zrządzeń losu. 

Po ojcu zaś otrzyma - gruszki na wierzbie i furiackie zamiłowanie do rojeń branych na serio. Honoriusz jest zainfekowany sceptycyzmem ojca, wolnomyśliciela i grafomana pospołu, nieskazitelnego ignoranta z pretensjami do błyskotliwości, samozwańczego dydaktyka, demagogicznego szkoleniowca dla naiwnych, spryciarza kropiącego socjalno - prawne memoriały, pompatyczne brednie, uzdrowicielskie orędzia przybrane w truizmy, inwokacje wymierzone w ogół, czyli w nikogo, wydającego płytkie moralitety, pretensjonalne zakalce adresowane do człowieka z szachrajską wiedzą.

Ojciec pisarza, nieprzejednany admirator Woltera, pochodzi z zapadłych stron. Własnym przemysłem i opętańczą pracowitością szybko awansuje, wygryza się z łapci wiejskiego szaraka i wyrasta na wojskową, grubą rybę; zostaje Dyrektorem aprowizacji, uchodzi za masona, jest krzykliwą reklamą brukowego sukcesu. To za Cesarza. Za króla zaś jest znowu na właściwym wozie: doradcą ministra.

Awans społeczny uderza mu do głowy, a że przejawia skłonności do brania bajek za fakty, dochodzi do przekonania, iż jego rodowód jest co najmniej szlachecki: z heraldyczną kokardką w reprezentacyjnej postaci "de".

Przykład jego kariery jest zaraźliwy dla rodziny, którą zakłada wkrótce, dla rodziny utrzymywanej z mętnej wody bonapartyzmu. Odtąd naczelną dewizą Balzaków jest powiedzenie: "rzeczy nieosiągalnych nie ma", bo dla chcącego, nic trudnego, geniuszem może być pierwszy lepszy z ulicy, byle by miał w sobie ikrę, niezłomność w dążeniu do celu i dziarską ochotę do pokonywania losowych tam, byle by zachowywał równowagę pomiędzy fizycznym, a psychicznym stanem zdrowia, dysponował żwawym umysłem i miał smykałkę do niefrasobliwego, gdyż są to nieodzowne warunki osiągnięcia sławy, pozycji, majątku.  

W spadku po tej niezrównoważonej rodzince, Honoriusz dostaje Bibliotekę Prac Wielorakich, istną kolekcję Arcydzieł Z Przeceny, pokaźny zlepek cegieł niezbędnych i efemerycznych, mądrych po ludzku i mądrych na niby, na razie, do czasu, literacki galimatias wprowadzający w chłonny umysł Honoriusza odkrywczy, niespokojny zamęt powodujący, że ma ochotę na indywidualne opracowanie tego, co przeczytał i wykoncypował. Myśli więc o stworzeniu jednolitego systemu godzącego, logicznie wyjaśniającego sprzeczności zawarte w przeczytanych książkach. 

Przekleństwo nauki wyrywkowej, nieuporządkowanej, nauki mającej sto arbitralnych odpowiedzi na jedno źle sformułowane pytanie, nauki nieogarniętej od początku do końca, zaowocuje dygresjami poutykanymi w szpary jego powieści, ezopowymi dywagacjami, wstawkami popychającymi fabułę w zamierzonym kierunku. Ale bez nich Balzak - jasnowidz, byłby ślepcem. One to dowodzą potęgi jego umysłu, to za ich pośrednictwem jest wielki, nieszablonowy, nie dający się wtłoczyć w jednoznaczną definicję. 

PRZYMIARKA        

Z rodzinnych narad i optymistycznych kalkulacji wynika, że Honoriusz jest najbardziej obiecującym kandydatem do odbioru nagrody imienia Złotego Cielca, jedzie więc do Paryża po literacką sławę. Wkrótce czar pryska: pora mu do żmudnej, codziennej, niewdzięcznej roboty, do historycznego wypracowania mozolnie dzierganego wierszem, do dramatu pod zuchowatym wezwaniem "Cromwell".

Pisze go uskrzydlony determinacją, ponaglany nadzieją potwierdzoną mizernym rezultatem. Właściwie nie tyle go pisze, co kalikuje, wymęcza go z siebie, beztrosko zżyna z Mistrzów Uznanych i Tytanicznych, podwędza im poszczególne pomysły i dramatyczne rozwiązania, kosmetycznie przetwarza je i podaje za swoje. Grube fastrygi są aż nadto widoczne i nawet ci, którzy o twórczości nie mają bladego pojęcia, oceniają poemat Balzaka jako nieszczególny. Jednoznaczna opinia o tym arcydziele nudy, nie załamuje Honoriusza; zadufanym okiem wyobraźni dostrzega dla siebie szansę w powieści, ale... do "Jaszczura" droga daleka...

Pragnie zmienić się, lecz nie wie, jak. Jeszcze. Przeraża go to, co jest, ale nie wie, czy zła aktualnego, nie zastąpi gorszym. Robi dalekosiężne plany. Chce się wynieść ponad poziomy. Świat, który ma zamiar zawojować swoim pisaniem, jednym oferuje nadzieję, innym pokazuje język; jedni są okrzyknięci za urodzonych w czepku, są przeznaczeni do piastowania, zasiadania i dzierżenia, a inni są ich majordomusami urodzonymi we frygijskiej czapce; Fortuna nie patrzy, kogo, za co i czym obdarza... Chyba, że ten ktoś nazywa się Balzak.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura